Już niedługo jadę w Bieszczady i z palcem na mapie
planuję przejścia na kolejne dni urlopu. Przy każdej okazji
zachęcam – zwłaszcza Pomorzaków, bo Podkarpaciaków nie trzeba –
by odwiedzili te wyjątkowe góry. Na północy spotykam się często
z opinią, że Bieszczady to górki małe i łatwe, zwłaszcza w
porównaniu z Tatrami. I bywa tak, że ten kto tam w końcu pojechał,
trochę się zdziwił i przyjemnie rozczarował. Dla tych co jeszcze
nie byli przedstawiam najpopularniejsze bieszczadzkie szlaki oraz
wynikające z autopsji wskazówki do każdego z nich.
Jeśli chcemy chodzić po górach najlepiej zatrzymać się w którejś z miejscowości tzw. Bieszczad Wysokich, najlepiej w takiej, z której prowadzi wyjście na szlak. Polecam Wetlinę, Ustrzyki Górne, Wołosate, Smerek, Kalnicę. Ponadto w sezonie urlopowym kręci się w tych miejscach mnóstwo "kowboi" czyli właścicieli prywatnych mini busików, zawsze gotowych zabrać nas u wylotu szlaku (przydomek pochodzi od kowbojskich kapeluszy, które noszą). Zasada jest taka, że kowboj pojawia się spod ziemi właśnie w momencie gdy zeszliśmy z gór, zawsze ma załadowany po brzegi samochód, ale jednak jakoś udaje się nas upchać. Co do własnego transportu to nie zawsze to rozwiązanie się sprawdza, bo powstaje pytanie: gdzie zostawić auto, skoro przejdziemy górą jakieś kilkanaście kilometrów?
Jeśli chcemy chodzić po górach najlepiej zatrzymać się w którejś z miejscowości tzw. Bieszczad Wysokich, najlepiej w takiej, z której prowadzi wyjście na szlak. Polecam Wetlinę, Ustrzyki Górne, Wołosate, Smerek, Kalnicę. Ponadto w sezonie urlopowym kręci się w tych miejscach mnóstwo "kowboi" czyli właścicieli prywatnych mini busików, zawsze gotowych zabrać nas u wylotu szlaku (przydomek pochodzi od kowbojskich kapeluszy, które noszą). Zasada jest taka, że kowboj pojawia się spod ziemi właśnie w momencie gdy zeszliśmy z gór, zawsze ma załadowany po brzegi samochód, ale jednak jakoś udaje się nas upchać. Co do własnego transportu to nie zawsze to rozwiązanie się sprawdza, bo powstaje pytanie: gdzie zostawić auto, skoro przejdziemy górą jakieś kilkanaście kilometrów?
Osobiście pierwszy dzień pobytu w górach spędzam na
łatwych przejściach, raczej na spacerach i aklimatyzowaniu niż na
wspinaniu się. Jeśli nie jesteś wprawiony w chodzeniu po górach
bądź jeśli w ogóle nie uprawiasz żadnego sportu to radzę zrobić
tak samo. Dobrym rozwiązaniem na oswojenie się z górskim klimatem
i pieszymi wędrówkami jest wycieczka do Sinych Wirów...
1. Rezerwat Sine Wiry – drogi tam prowadzące są dwie – od wsi Terka lub miejscowości Kalnica, ja preferuję tę drugą. Czas przejścia to około 2-3 godziny w dwie strony. Najpierw idziemy dość długo drogą szutrową potem już ubitym szlakiem, cały czas wzdłuż rzeki Wetlinka. Po drodze można odnaleźć pozostałości nieistniejącej już wsi Łuh (podmurówki, cerkwisko, cmentarz). Trasa jest łatwa i bardzo przyjemna zwłaszcza w upalne dni, bo podążamy cały czas wzdłuż rzeki oraz jej fantastycznych wodnych kreacji, które ochładzają powietrze i nadają miejscu tajemniczego klimatu. Im dalej tym więcej ciekawych zjawisk przyrodniczych, począwszy od bogatej roślinności po wielkie skupiska kamieni i czarowne widoki przełomu Wetliny – masy spienionej, skotłowanej wody przelewającej się przez wielkie głazy. Na wysokości wsi Jaworzec dotrzemy do właściwych Sinych Wirów, przy czym "wyr" dla dawnej ludności tych terenów oznaczało najgłębsze miejsce w rzece. Głębi było pięć i każda miała swoją nazwę, największy "wyr" był "siny" i tak zostało. Gdyby komuś chciało się przedzierać przez gąszcz znajdujący się zaraz za największą, siną głębią, odnajdzie fundamenty i piwniczkę starego młyna. Ostatni młynarz, który tam żył nazywał się Łucio i mówi się, że był wodnikiem. Jakiś czas temu porzucił młyn i zniknął w spienionych "baduniach" (głębiach). Poluje z nich na niewierne żony.
1. Rezerwat Sine Wiry – drogi tam prowadzące są dwie – od wsi Terka lub miejscowości Kalnica, ja preferuję tę drugą. Czas przejścia to około 2-3 godziny w dwie strony. Najpierw idziemy dość długo drogą szutrową potem już ubitym szlakiem, cały czas wzdłuż rzeki Wetlinka. Po drodze można odnaleźć pozostałości nieistniejącej już wsi Łuh (podmurówki, cerkwisko, cmentarz). Trasa jest łatwa i bardzo przyjemna zwłaszcza w upalne dni, bo podążamy cały czas wzdłuż rzeki oraz jej fantastycznych wodnych kreacji, które ochładzają powietrze i nadają miejscu tajemniczego klimatu. Im dalej tym więcej ciekawych zjawisk przyrodniczych, począwszy od bogatej roślinności po wielkie skupiska kamieni i czarowne widoki przełomu Wetliny – masy spienionej, skotłowanej wody przelewającej się przez wielkie głazy. Na wysokości wsi Jaworzec dotrzemy do właściwych Sinych Wirów, przy czym "wyr" dla dawnej ludności tych terenów oznaczało najgłębsze miejsce w rzece. Głębi było pięć i każda miała swoją nazwę, największy "wyr" był "siny" i tak zostało. Gdyby komuś chciało się przedzierać przez gąszcz znajdujący się zaraz za największą, siną głębią, odnajdzie fundamenty i piwniczkę starego młyna. Ostatni młynarz, który tam żył nazywał się Łucio i mówi się, że był wodnikiem. Jakiś czas temu porzucił młyn i zniknął w spienionych "baduniach" (głębiach). Poluje z nich na niewierne żony.
2. Połonina Wetlińska – jeden z łatwiejszych szlaków w paśmie połonin, przez co jest to właśnie to miejsce gdzie zaobserwować możemy tzw. kozice, czyli panie chodzące po górach w japonkach, sandałkach a nawet czasem na obcasach. Przy ostatnim podejściu zazwyczaj wszystkie zzuwają buty, bo tutaj już trzeba przygotować się na wspinaczkę. Na Połoninę Wetlińską wchodzimy albo z Wetliny, albo z Brzegów Górnych (Berehów Górnych), ewentualnie – mój wybór – z Przełęczy Wyżnej. Typowa kozica idzie z Przełęczy, względnie z Berehów do schroniska Chatka Puchatka i z powrotem, natomiast pozostali podążają dalej przez jakieś 7 km podziwiając krajobrazy rozpościerające się na wysokości około 1200 m n.p.m. Nie wypada mi nie wspomnieć w tym miejscu o schronisku na połoninie oraz jego założycielu, człowieku-żywej legendzie, Ludwiku Pińczuku. Chatka Puchatka została zbudowana przez wojsko w latach pięćdziesiątych jako posterunek obserwacyjny, potem przejęli ją studenci, w końcu stała się zdewastowaną "ziemią niczyją". Lutek objął ją w 1964 roku i samodzielnie odbudował. Własnymi rekami i przy pomocy konia Caro wnosił na szczyt cegły, głazy, cement oraz wodę, a potem budował, remontował i żył, niejednokrotnie w warunkach zagrażających życiu np. gdy zimą włosy przymarzały do ścian sypialni. Jak będziecie mieć szczęście to gorącą herbatę poda wam właśnie ten człowiek, który założył się z czasem, że się nie zestarzeje i póki co mu się to udaje. Z Chatki wyruszamy dalej na szlak, a tam rozpościerają się widoki na kobierce buczynowych lasów, łagodne połoniny czyli łąki wysokogórskie i góry, góry, góry... Późną jesienią i zimą zachodzi tu zjawisko inwersji temperaturowej, wtedy widoczność sięga nawet do 200 km i można dostrzec Tatry. W końcu schodzimy w Wetlinie, gdzie spożywamy smakowity obiad w jednej z kilkunastu karczm (a sama wieś ma zaledwie 300 mieszkańców). Czas przejścia to około 4,5 godziny.
Chatka Puchatka zimą
Lutek Pińczuk
źródło: nowiny24
Lutek Pińczuk z ex-żoną Urszulą - bieszczadzcy pionierzy
(dekoracja wewnątrz schroniska)
za Chatką Puchatka
(dekoracja wewnątrz schroniska)
za Chatką Puchatka
Połonina Caryńska
– kolejna co do trudności, bo nieco wyższa od Wetlińskiej, ale
też i krótsza. Nazwa tej
połoniny pochodzi o słowa "tara" czyli pole, tak
autochtoni mówili o miejscu znajdującym się powyżej upraw ziemi.
Wejść na połoninę jest
tyle ile stron świata, ja
preferuję podejście od Ustrzyk Górnych, które jest
najłagodniejsze. Wędrówkę
kończymy wtedy w Berehach
Górnych, skąd można jeszcze przejść Wetlińską, jeśli ktoś ma
bardzo dobrą kondycję (osobiście nigdy mi się to nie zdarzyło).
Czas wycieczki to
3,5-4 godziny. Pozostałe, bardziej strome i wycieńczające drogi
na szlak prowadzą od
Berehów Górnych, Przełęczy
Wyżniańskiej oraz
Przysłupia Caryńskiego (schronisko Koliba).
I tak, jeśli Połoninę
Wetlińską nazwiemy preludium do napawania się bogactwem dzieł
natury, to Połonina Caryńska jest już rozbudowaną symfonią barw,
faktur, utworów skalnych. Poza sezonem można tam
spotkać tropy wilka i
rysia, tu już zaczynają
się "dzikie Bieszczady".
na Połoninie Caryńskiej
Kolejne trasy w następnym poście.